Wywiady 29.09.2015

Organek: „Najważniejsze na koncercie jest to, żeby wyjść do publiczności z otwartym sercem

Czad Festiwal zapewnił nam w tym roku prawdziwie koncertową ucztę. Wśród zaproszonych przez organizatorów zespołów i wokalistów znalazł się Tomasz Organek. Naszemu reporterowi udało się dopytać go o atmosferę panującą na festiwalu, różnicę pomiędzy koncertami klubowymi, a plenerami oraz m.in. o jego udział w projekcie „Męskie Granie”.  Zapraszamy na specjalną rozmowę dla Podaj Dalej!

 

Opowiedz nam, jak bawiłeś się na scenie Czad Festiwalu i co jest dla Ciebie najważniejsze na koncercie?

Bawiłem się świetnie. Nie graliśmy tu jeszcze nigdy, a przyszło bardzo dużo ludzi. Pora była dosyć późna (po północy – przyp. red), główna gwiazda zagrała, ale zostało wielu fanów, którzy świetnie się z nami bawili! Czego szukam na koncertach? Szukam tego, żeby się nie nudzić. Każdy nasz występ jest inny, mimo że gramy podobny repertuar, mamy jakąś tam setlistę. Nasze koncerty są różne. To, co zagraliśmy wczoraj – dzisiaj wyglądało inaczej. To jest właśnie ważne, aby się bawić, żeby to nie była taka sztampa, że wychodzimy i codziennie gramy to samo, i po jakimś czasie się nudzimy, i to nie sprawia nam przyjemności. To ma sprawiać nam przyjemność, ponieważ to jest takie miejsce, w którym możemy wyrzucić nasze emocje, powiedzieć o czymś i to jest taki moment w ciągu dnia, taka pora, gdzie się człowiek otwiera. To jest właśnie najważniejsze na koncercie, aby wyjść do drugiego człowieka, do publiczności z otwartym sercem, żeby powiedzieć do niego szczerze to, co chcesz powiedzieć - jak na jakimś szczerym spotkaniu. To jest najważniejsze w koncertach, żeby coś po nich pozostało: jakaś emocja, przeżycie, coś takiego.

 

Skąd wynika ta różnica pomiędzy koncertami?

To wychodzi w trakcie, my się na nic nie umawiamy. Wszelkie zmienne decydują o tym jaki będzie koncert: jaka jest pogoda, czy przejechaliśmy 400km czy 50km, czas, kiedy odbywa się koncert oraz to, czy ktoś się pokłócił z dziewczyną czy nie. Wszystko decyduje o tym, to są emocje. My wychodzimy na scenę z sercem na ręku, więc każdy dzień i koncert jest inny.

 

 

Kończy się sezon festiwalowy, niedługo wejdziecie do klubów. Czy możesz opowiedzieć coś o trasie, która teraz przed wami?

Szczerze mówiąc już się w tych koncertach gubię! Jest ich bardzo wiele, ale teraz trochę je ograniczamy, ale tylko z tego powodu, aby nagrać płytę. Gramy tak dużo, że nawet nie ma czasu na refleksję. Nie można nagrać płyty grając w czwartek, piątek, sobotę i niedzielę. W poniedziałek nie wymyślisz nic, masz po prostu pustkę w głowie, zamęt. Chcesz odpocząć, we wtorek tak samo. Aby nagrać płytę, aby jakaś refleksja cię nawiedziła musisz znaleźć chwilę spokoju. Taki moment zastanowienia nad tym, co ty chcesz powiedzieć. Z tego powodu robimy trochę mniej tych koncertów we wrześniu i październiku, ale już w listopadzie mamy typową trasę klubową. Między innymi pojedziemy do Krakowa (22 listopad, klub Forty Kleparz – dop. Red.). Jak już minie ten sezon festiwalowy (dwu-trzymiesięczny) to wszyscy czekają już na kluby. Duże sceny się ograły i znów chcemy wrócić do klubów. Tam jest zawsze specyficzna atmosfera, jest kontakt z ludźmi, wszyscy są blisko, są to inne koncerty, takie intymne. Natomiast gdy to się kończy i jesteśmy w okolicach lutego, marca, to wszyscy czekamy znowu na duże sceny.  To jest fajne, to jest taka odmiana. Ja tego nie oddzielam na lepsze i gorsze, bo ja uwielbiam zarówno te, jak i te. Fajnie, że są one na przemian.

 

Jestem ciekaw jak wspominasz trasę „Męskie Granie” i nagrywanie kawałka „Armaty”?

To było moje pierwsze regularne Męskie Granie w którym wziąłem udział we wszystkich sześciu koncertach jako członek ekipy Męskie Granie Orkiestra. Dwa lata temu graliśmy na Męskim Graniu jako taki świeży zespół, ale to nie jest do porównania. Grało mi się tam świetnie! To jest spotkanie ludzi z którymi się znasz od wielu lat, ale na przykład  nigdy nie grałeś oraz z ludźmi, których nigdy nie znałeś. Poznaje się ich dopiero niemalże na scenie. To jest fajne, bo jest to taki proces. Od pierwszego koncertu do szóstego buduje się zespół. Ostatnio zagraliśmy piękny koncert, bo wszyscy mieli w głowie, że to już jest koniec, że to już ostatni dzień i tak dalej. Z taką lekką nostalgią, ale było pięknie. To jest taka odskocznia od tego, co się robi w swoim własnym zespole, no bo tutaj wszyscy się znamy, a tam spotykamy się co tydzień, dwa i jest taka świeża krew, nowa energia. Spotykamy się, zderzamy, gramy ten koncert i.. jest fajnie! Przez Męskie Granie wydarzyły się bardzo ważne rzeczy, bo mogłem współpracować i zaśpiewać z Kasią Nosowską czy Melą Koteluk i spotkać się z różnymi ludźmi, których na co dzień spotkać nie mogę, ponieważ każdy ma swoje granie, życie. Męskie Granie jest takim miejscem, gdzie się oczekuje tego, że to się wymiesza. Żeby zrobić coś odwrotnie, żeby się pomiksować.

 

Kolejne pytanie chciałbym skupić na Twoim koncercie na Woodstocku. Jak wrażenie?

To był niesamowity występ, duże przeżycie z racji tej ogromnej ilości ludzi. To niesamowite grać o tak późnej godzinie, a naprawdę było mnóstwo ludzi. To bardzo niesie człowieka, jak wejdzie się na scenę i widać z niej morze ludzi, aż po horyzont – to jest piękne i na pewno niezapomniane przeżycie. Mało jest takich miejsc w Polsce. Są oczywiście festiwale, wszystko fajnie, tylko po prostu ten ogrom ludzi jest tylko tam właściwie. Nie sposób o tym zapomnieć. Najważniejsze, że udało się nam jakoś porwać tych ludzi, że oni naprawdę się przy tym dobrze bawili. Nie chciało się nam schodzić ze sceny!

 

Organek fot. Kamil Leśniak