Wywiady 15.09.2015

O premierze nowej płyty TABU, marzeniach zespołu i Czad Festiwalu.

Jesteśmy na Czad Festiwalu w Straszęcinie. Wy stworzyliście swój własny festiwal – Najcieplejsze Miejsce na Ziemi. Graliście również na Woodstocku. Czy uważacie, że granie na festiwalach jest waszym asem w rękawie i czy czujecie się na takich scenach lepiej niż w klubach?

 

Rafał (Tabu): Szczerze mówiąc to trochę tak. Nie ujmując koncertom w klubach i na dniach miast, które są bardzo ważne! Cały czas uczymy tą publiczność i pracujemy na to, żeby coraz więcej osób nas słuchało.  Na festiwale przychodzą fani, ci fani przychodzą też na koncerty. Często na festiwalach są trzy, cztery sceny i mogą sobie wybrać albo odpocząć od jakiegoś koncertu. My natomiast jeśli widzimy ze sceny tłum ludzi, to znaczy, że ta robota jest dobrze wykonana. Czyli to, co robiliśmy dotychczas to się udaje. Festiwalowe koncerty są o tyle ważne, że przyjeżdżają na nie fani. Ciągle obserwuję tych ludzi i jest duża różnica między juwenaliami, dniami miast, a festiwalami. To są w ogóle inne publiki i inna otoczka. Juwenalia to parasole z browaru. Przychodzi czerwiec, pojawiają się karuzele, „dmuchańce” – to jest piękne, cały czas to obserwujemy. Na festiwalach jest jeszcze inaczej, ponieważ ludzie przychodzą tutaj posłuchać muzyki, dlatego też są one dla każdego zespołu bardzo ważne.

 

Zatem opowiedz, jak czuliście się dzisiaj na scenie Czad Festiwalu?

Wychodziliśmy z nastawieniem takim, żeby zrobić dobre show i oby to się udało. Od rana mówiliśmy o tym festiwalu i chcieliśmy, aby na scenie była petarda. Czasami można się „przemobilizować”, nastawić się, że trzeba czegoś dokonać, a w końcu się to nie udaje. Dzisiaj jakoś poszło. Ludzie przyszli, bawili się, także było fajnie. Przepraszam, że mówię ciągle, że wszystko jest takie piękne i fajne, ale przyszedłem na wywiad prosto ze sceny, muszę jeszcze trochę ochłonąć!

 

Chciałem zapytać teraz o Wasz festiwal (Najcieplejsze Miejsce na Ziemi- przyp. red.). Jak oceniasz tegoroczną edycję i jakie macie plany dotyczące kolejnej edycji?

Jest bardzo dużo reggae’owych festiwali w naszym kraju. Ten zrobiliśmy dwanaście lat temu. Wysyłaliśmy wszędzie demówki, nikt nie chciał nas zapraszać, więc pomyśleliśmy „Zróbmy sobie swój festiwal, zagrajmy na swoim festiwalu!”. Tak też się stało. Przez trzy lata był on w innym miejscu, ale później przenieśliśmy go do większej miejscowości. Fenomenalne jest to, że przychodzą tam całe rodziny. Nie ważne kto tam gra, czy jest to Bednarek, czy Damian Syjonfam. Ludzie w Wodzisławiu przychodzą na reggae. Nie na dany zespół, tylko na reggae. Na polu namiotowym jest tak około 1000 osób i na tym polu namiotowym jest jakieś 70% ludziz Wodzisławia. Przychodzą na reggae, żeby się pobawić.


Ważne jest to, że wstęp na festiwal jest darmowy…

Dokładnie! Gdybyśmy zrobili bilety po 30-40zł, to na festiwal nie przychodziłyby całe rodziny i frekwencja by spadła. W każdym razie dalej będziemy robić kolejne edycje, będziemy grać reggaei będzie fajnie!

 

Od premiery „Endorfiny” minęły już trzy lata. Niedługo nowa płyta, gotowa?

Nie do końca przygotowana. Jesteśmy na etapie mixów. Już myślisz, że ta płyta jest zrobiona, że wszystko jest okej. Tylko teraz dostaliśmy wstępne mixy i jest „Boże! Ta płyta znowu nie wyjdzie”!

 

Czy czasami z „Endorfiną” nie było tak samo?

Z każdą płytą tak jest! Zawsze mówimy sobie: „Teraz to już na pewno zostawimy sobie z pół roku, tak żeby zająć się promocją, żeby to wszystko było tak jak trzeba”. Co ty… Premiera ma być 9 października, a my nie mamy jeszcze mixów skończonych. Dzisiaj (28 sierpnia) w busie zaklepaliśmy okładkę.

 

Premierę płyty zawsze można przesunąć…

No właśnie nie do końca, ponieważ mamy ustaloną całą trasę, którą zaczynamy 9 października we Wrocławiu. Jeżeli płyta nie wyjdzie, trzeba będzie odwołać całą jesienną trasę… Ale nie chcę o tym nawet myśleć!

 

Jestem wielkim fanem kawałka „Marzenia”. Jest niesamowity i idąc za nazwą tego utworu jestem ciekaw, jakie są wasze zespołowe marzenia?

Kiedyś się nad tym zastanawialiśmy, grając z „Dżemem”. Stojąc przed sceną: „Panowie, czy my będziemy grać tyle lat?” To jest nasze marzenie, żeby grać, aż popadamy wszyscy po kolei. Ja nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli przestać to robić. Chłopaki by się chyba szybko rozwiedli jakby mieli tyle czasu spędzać w domu! (śmiech) To jest tak jak z ludźmi, którzy wyjechali za granicę pracować i po dwóch miesiącach wracają do domu na tydzień, dwa i po tym czasie mówią, że nie mają już po co wracać.

 

 

„Endorfina” była dostępna w serwisie iTunes. Ciekawi mnie jak Twoim zdaniem przyjmie się ten portal w Polsce?

To cały czas startuje. To jest takie przedszkole. Kiedy ludzie kupują jakieś nagrania, to kupują utwory, płyty zagraniczne. Jest je łatwiej zdobyć na iTunes, niż dostać ją u nas w Empiku czy jakimś sklepie. Ogólnie sprzedaż płyt to jest już inna historia. Wiadomo, że są zespoły, które wydają płytę i po miesiącu mają złoto. Nagrywa się je, żeby mieć materiał promocyjny, żeby grać koncerty. W naszym wypadku tak to wygląda. Wydajemy je po to, żeby ludzie mogli to sobie ściągnąć, zrobić teledyski i grać koncerty. Bardzo dużo zespołów zastanawiało się, czy nie robić singli z teledyskami. Co dwa miesiące wydawać nowość i robić, robić, zamiast wydawać te płyty, co kosztuje kupę szmalu…

 

Czy na nowej płycie będą jacyś goście?

Nie, to będzie płyta bez gości. Mieliśmy gości na pierwszej, drugiej, trzeciej płycie. Teraz nie będzie gości. Będzie prawdopodobnie dj Eprom, który będzie skeczował w paru numerach i to będzie jedyny gość.

 

Życzę, żeby udało się tą złotą płytę osiągnąć i udanej premiery!

Bardzo chętnie! Dziękuję.

 

fot. Tomasz Jagodziński