Wywiady 28.02.2014

MUZYKA TO MOJA PASJA, DRUGĄ JEST POMAGANIE

Wojtek Rosada
Młody chłopak z okularami i dredami. Wielu ludzi w Krakowie wie, że kocha muzykę. Znają go, bo grywa na ulicy z bębniarzami. Ten pasjonat reggae chce jednak także… pomagać dzieciom. Jak sam mówi- „Muzyka to jedna moja pasja, drugą jest pomaganie”. Wojtek Rosada to bębniarz, dj i student resocjalizacji.

Podaj Dalej: Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
Wojtek Rosada: Wszystko zaczęło się od wyjazdu do Belgii. Moja siostra żyła tam przez 5 lat i poznała faceta, wiesz- dredy, muzyka… Pojechałem do nich i zaznajomiłem się z kulturą rasta. Sam zacząłem mieć dredy. Kupiłem bębny, siedziałem w domu, męczyłem mamę i babcię grając. Po ponad roku stwierdziłem z kolegą, że pójdziemy pograć na ulicy. Nie była to jeszcze dobra gra, ale chcieliśmy się pokazać, zobaczyć jak to jest. Najpierw poszliśmy pod Wawel. Byłem bardzo zdenerwowany, ręce mi się tak telepały, że nie byłem w stanie zagrać dobrze rytmu! Zarobiliśmy przez godzinę jakieś 5zł. Później stwierdziliśmy, że idziemy na Grodzką. Usłyszeliśmy bębny, okazało się, że jacyś ludzie tam grają. Poznaliśmy się, zaczęliśmy grać z nimi. Skończyliśmy koło 22.

Dlaczego ludzie decydują się grać na ulicy?
Wydaje mi się, że to dobry sposób na promocję i początek. Bo jeżeli chodzi o kluby, często mają rezydentów. Mają tak zapełniony tydzień, że nie ma gdzie się „wepchać”. Na ulicy możesz jeszcze nie być doskonały, a ludzie i tak będą się cieszyć.

Na ile granie z artystami ulicznymi wpłynęło na ciebie jako osobę i jako muzyka?
Przede wszystkim otworzyło mnie, bo grając w domu mama i babcia mówią „nie tłucz się”- co to za publika? Na ulicy podpatrzysz jak ludzie reagują na ciebie, a z drugiej strony przychodzą też różni muzycy. Czasem podchodził ktoś, kto grał już „x lat” i dawał wskazówki.

Co z okresu grania na ulicy wspominasz najlepiej?
Było mnóstwo genialnych sytuacji. Raz graliśmy pod „Adasiem” [pomnik A. Mickiewicza] z kumplem na bębnach. Nagle zebrało się z 200 osób. Wszyscy zaczęli tańczyć, bawić się. Można było przekazać ludziom energię, która płynie z nas poprzez muzykę.

W tym momencie nie grasz już na ulicy, zaczyna się twoja kariera dj-a. Dlaczego więc twierdzisz, że chcesz wrócić do gry ulicznej?
To był cudowny klimat! Dawało mi to satysfakcję jako dla muzyka i jako dla człowieka. To dawało otwartość. Od razu ludzie traktowali mnie zupełnie inaczej, podchodzili… Ta pozytywna energia od nich była genialna. Najlepsze były reakcje dzieci. Bywało wiele razy tak, że dziecko szło z mamą za rękę, nagle puszczało ją, widziało nas i nic innego! Przez kilka minut było w stanie patrzeć, a mama nagrywała je.

Jak więc to się stało, że zostałeś dj’em Don Yellow Selecta?
Na domówkach zawsze puszczałem muzykę. Znajomy miał do sprzedania CD player i mixer. Kupiłem od niego i już miałem gotowy sprzęt do grania. Robiliśmy kumplowi imprezę urodzinową i okazało się, że jego dziewczyna ma przyjaciół w klubie „Awaria”. Dogadaliśmy się, że tam ją zrobimy. Wyszła świetna impreza, mnóstwo ludzi się bawiło, była energia. Nie spodziewałem się, że będzie taki odbiór! Jak już wszystko spakowałem, pomyślałem „Jak to? Ja zagrałem taką imprezę?”. Byłem w szoku, ale dumny z siebie. Teraz kupiłem gramofon, kupuję płyty. Ta muzyka ma siłę- dancehall, czy reggae. Jest powiedzenie, że reggae to muzyka z serc do serc. Chodzi o to, żeby dawać energię poprzez muzykę, moją selekcję i całą moją osobę.

Jak sobie wyobrażasz swoją dalszą karierę?
Na moim funpage’u na Facebooku [Don Yellow Selecta] napisałem, ze jestem „świeżą krwią za deckami jako dj”, ale jakieś 4 lata istnieję jako bębniarz. Tak jak z bębnami byłem samoukiem, tak samo tutaj- metodą prób i błędów. Na razie zaczynam. Teraz prowadzę jeden cykl w „Awarii”, za niedługo będę grał support przed dość znanym zespołem reggae… Najlepiej po prostu grać, zobaczyć jak ludzie reagują. Siedzę w muzyce długo, więc ucho do niej mam. Wcześniej siedziałem w muzyce „żywej”, elektronika była dla mnie czarną magią. Na razie zajmuję się selekcją, znajdowaniem płyt. Jak dojdę do dobrego poziomu, to planuję też sam tworzyć muzykę. Niedawno kupiłem klawisze, mam jeszcze inne sprzęty, więc jestem wyposażony. Nic tylko grać, grać i grać…

Studiujesz resocjalizację, nic związanego z muzyką…
To dwa światy. Muzyka to jedna moja pasja, drugą jest pomaganie. Chcę zajmować się dzieciakami, które w trakcie dojrzewania, w związku z różnymi problemami tracą energię. Chodzi mi o to, żeby dodać im siłę…

Poprzez muzykę?
Przez muzykę również. Chodzi o przepływ dobrej energii, żeby ją przekazywać i dzięki temu pomagać.

Jak więc sobie wyobrażasz swoją przyszłość? Rozumiem, że chcesz być związany z muzyką, ale też pomagać dzieciom…
Wiadomo, że to będzie „pełny” czas, bo to nie jest tego typu praca, że „odbębnisz”, wracasz do domu i jest spokój. Tu cały czas myślisz, jak pomóc temu człowiekowi. Czuję, że mogę pomagać. Przede wszystkim rozmową można dotrzeć do człowieka. Nie chodzi o to, żeby mówić ludziom co mają zrobić, tylko budzić w nich to, co mają, bo każdy w nas ma skarb.
 
Autor: Martyna Janekowicz